„Największego kopa daje mi uśmiech pacjentek i szeroko otwarte oczy, gdy patrzą na mnie, gdy opowiadam swoją historię…”

Anna Kupiecka – fundatorka i pomysłodawczyni Fundacji „OnkoCafe – razem lepiej”.

W 2010 roku zachorowała na nowotwór piersi, a w 2012 roku, na portalu społecznościowym Facebook, stworzyła grupę wzajemnego wsparcia pod nazwą Fakraczki. Tak się to zaczęło …  

Dlaczego zaangażowała się Pani w działalność w organizacji pacjentów?

W pracę na rzecz pacjentów zaangażowałam się, dlatego że sama stałam się w 2010 roku pacjentką, zachorowałam na raka piersi.

Co jest najtrudniejsze w pracy w tego typu organizacji? 

Dla mnie na chwilę obecną, po kilku latach zdobywania doświadczenia w takiej pracy, największym problem zdają się być źródła finansowania oraz niewielka możliwość uzyskania stałej pomocy. W naszej codziennej działalności korzystamy z uprzejmości wolontariuszy, których praca jest cudowna, doskonała i najpiękniejsza na świecie, szczególnie w tym przypadku, gdyż są to wolontariusze, którzy sami wcześniej chorowali. Takich właśnie pacjentów onkologicznych zapraszamy do współpracy. Niemniej często zdarza się tak, że po wyleczeniu się z choroby wracają do pracy, mają inne zajęcia i nie zawsze mogą nam dłużej pomagać. Pomoc w przypadku wolontariuszy zawsze jest krótkoterminowa, co nie buduje stałości.

Co daje Pani siłę do codziennej pracy?

Zawsze staram się brać udział we wszystkich warsztatach i spotkaniach dla pacjentów, które organizuje OnkoCafe. Największego kopa daje mi uśmiech pacjentek i szeroko otwarte oczy, gdy patrzą na mnie, gdy opowiadam swoją historię i widzą we mnie nadzieję na wyzdrowienie. „Skoro ona mogła wyzdrowieć, to ja też. Ona też była taka ciężko chora, a teraz tak świetnie wygląda i dobrze sobie radzi z życiem” – myślą wtedy. To jest dla mnie i gigantyczne wsparcie, i gigantyczny kopniak do tego, żeby działać dalej, bo wiem, że ja kiedyś takiej pomocy nie uzyskałam. Naszą pomoc opieramy na idei wsparcia międzypacjenckiego, co w Polsce nie jest promowane. Ja się uparłam, ponieważ jest nadal niedoceniana forma pomocy.

Jakie ma Pani marzenie związane z pracą w organizacji? Co dałoby Pani największą satysfakcję?

Chciałabym, żebyśmy doszli do takiego momentu, by rozmawiać o raku na szerszym forum i w innej formie. Już przestajemy się tego raka tak bać, dzięki czemu pacjenci sięgają po pomoc. Obszar pomocy pacjenckiej niesamowicie zmienił się na przestrzeni ostatnich 4-5 lat, czyli od momentu, kiedy ja zachorowałam. Moim marzeniem jest to, by nikt nie musiał cierpieć takich wewnętrznych i duchowych katuszy przez jakie ja przechodziłam z powodu braku zaopiekowania, braku informacji i z powodu ogromnego poczucia samotności w tym potwornym momencie po diagnozie.